II ROZWAŻANIE WIELKOPOSTNE

Nie każdy, który Mi mówi: “Panie, Panie!”, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. Wielu powie Mi w owym dniu: “Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia, i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia?” Wtedy oświadczę im: “Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości!” /Mt 7, 21-23/

Zatrzymajmy się nad słowami naszego Mistrza Jezusa Chrystusa. Zadumajmy się i spójrzmy w głąb swojego sumienia, w najskrytsze zakamarki serca. Jak wiele pięknych rzeczy czynimy, jak wiele pełnych etosu słów wypowiadamy i to często w imię Jezusa Chrystusa. Jesteśmy dobrzy, miłosierni i wspaniałomyślni, ale czy oby na pewno? Czynimy dzieła miłosierdzia, kiedy ludzie nas widzą i chwalą. Ale czy potrafimy być prawdziwie miłosierni dla tych, którzy są tak blisko nas, a którzy są nam z różnych przyczyn niewygodni. Czy potrafimy być miłosierni w taki sposób jakiego oczekuje od nas Bóg. Jezus mówi wyraźnie „Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczaliście się nieprawości” pomimo, że prorokowaliście mocą Mego imienia i wyrzucaliście złe duchy mocą Mojego imienia i czyniliście cuda mocą Mojego imienia. Czynimy wiele dobra, poświęcamy nasz czas, siły, nasze zdolności. Co jednak kryje nasze serce? Czy poszukujemy woli Boga, czy może z całym zaangażowaniem wypełniamy swoją wolę? Co czujemy, kiedy jako chrześcijanie klękamy wieczorem przed naszym Bogiem? Czy czujemy radość, bo zostaliśmy dziś docenieni? Czy może jesteśmy sfrustrowani, bo nikt nas nie zauważył, nie docenił naszego poświęcenia? Czerpanie przyjemności z pochwały zapewne nie jest niczym złym, ale grozi nam niebezpieczeństwo zrobienia z pochwały swojego bożka. Wtedy często jesteśmy nieuczciwi względem naszych bliźnich i pod pozorem czynionego dobra w imię Chrystusa, jesteśmy żądni poczucia bycia kimś, poczucia wielkości. Nieustannie pragniemy, aby inni nas zauważali i doceniali.

Chrystus powiedział do św. Siostry Faustyny „Córko moja (…) z rozkoszą patrzę w duszę twoją, wiele łask zsyłam jedynie ze względu na ciebie, wiele kar powstrzymuję także i jedynie ze względu na ciebie; zatrzymujesz mnie i nie mogę dochodzić sprawiedliwości; krępujesz mi ręce swoją miłością”

Ewangelia jest Słowem Boga, jest Słowem Miłości. Pan Bóg do wielkich rzeczy wybiera małych i niepozornych ludzi. Do Orędzia o Swoim Miłosierdziu wybrał niepozorną i nic nieznaczącą siostrę Faustynę. Jednak nawet, jeżeli to właśnie ty czujesz się tym słabym i jednocześnie wybranym, to wcale nie oznacza, że nie grozi ci niebezpieczeństwo próżności. Ważne, aby zachować w sobie duchową równowagę, aby nie zagubić swojej tożsamości dziecka Bożego. Niczym złym nie jest ukazywanie dobra, które czynimy i odbieranie pochwały za pięknie wykonane dzieło.  Potrzeba jednak wrażliwości serca i uczynków, które będą znane tylko Bogu. Kiedy czynisz wielkie dzieła i jesteś wystawiany na piedestał pracuj nad tym, abyś potrafił zauważyć człowieka cierpiącego, abyś nie gardził swoimi najbliższymi. Jest tak wiele okazji do czynienia dobrych, niewidocznych dla ludzkiego oka uczynków. Pielęgnuj w swoim sercu, do którego wgląd ma tylko Bóg, wrażliwość na drugiego człowieka. Jeżeli uklękniesz wieczorem przed Twoim Bogiem i poczujesz szczęście, że dziś poprzez twoje życie ktoś poczuł się kochany a Bóg z rozkoszą patrzy w twoją duszę możesz być spokojny, że w Dniu Sądu Ostatecznego nie usłyszysz „Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości!”

Tak bardzo ubolewamy nad wojną toczącą się w tak wielu krajach. Płaczemy nad krzywdą i przemocą. A czy potrafimy zapłakać nad człowiekiem, którego z różnych przyczyn odrzucamy, poniżamy i oceniamy? Czy my wnosimy pokój w środowiska, w których żyjemy i pracujemy? Tak niewiele potrzeba, aby czynić świat piękniejszym. Mamy w rękach ogromne narzędzie pokoju, ale czy właściwie go używamy? Nasz język, nasze spojrzenie na bliźniego mają moc uzdrowienia i mają moc zranienia a nawet uśmiercenia. Wielki Post to czas zadumy nad męką naszego Pana Jezusa Chrystusa. Dołóżmy starań, aby nie zadawać więcej ran naszemu Zbawicielowi obecnemu, nie tylko w tych biednych, głodujących dzieciach, w ofiarach wojen, ale w człowieku, który jest obok nas. Pamiętajmy, że zdamy sprawę przed Bogiem z każdego wypowiedzianego słowa. Możemy głosząc Ewangelię w Imię Chrystusa jednocześnie krzyżować Go w naszych bliźnich.

Służebnica Boża siostra M. Iwona Król namacalnie doświadczyła przemocy i zła jakie przyniosły ze sobą I i II wojna światowa. Pomimo tak wielu scen okrucieństwa, których była świadkiem pozostała wrażliwa wobec ludzkiej niedoli. Jakże zatroskana była o chorych powierzonych swojej opiece, niezależnie kim oni byli. Służyła ludności cywilnej i żołnierzom. W służbie miłości nie stawiała granic i nie klasyfikowała ludzi na dobrych i złych, na tych którzy zasługują na pomoc i na tych którzy nie powinni jej otrzymać. W świadectwie jej życia dostrzegamy szacunek, który okazywała względem drugiego człowieka oraz jej  powściągliwość w ocenie i krytyce. W jednym z listów napisała „Pan Bóg na nikogo się nie skarży. Pan Bóg wszystkich kocha”. Te dwa zdania z jednej strony są pełne prostoty, a z drugiej pokazują nam postawę Ewangelicznej miłości. „Pan Bóg wszystkich kocha”, jakże więc my możemy tego samego nie czynić.