V ROZWAŻANIE WIELKOPOSTNE

W naszym ostatnim rozważaniu wielkopostnym chcemy się pochylić nad słowami św. Jana „Miłujmy nie słowem ani językiem, lecz czynem i prawdą” /1 J 3,18/. Dziś VI Niedziela Wielkiego Postu – Niedziela Palmowa. Niedziela w której przeplata się radość ze smutkiem, chwała z poniżeniem, uwielbienie ze wzgardą. Maluje się przed nami obraz Chrystusa – Bożego Syna siedzącego na osiołku. Wjeżdża do Jerozolimy, a tam tłumy ludzi witają Go wołając „Hosanna Synowi Dawidowemu” /Mt 21,9/, ścieląc na drodze swe płaszcze i gałązki z drzew. Liturgię dzisiejszej niedzieli rozpoczynamy z radością wyśpiewując chwałę Chrystusowi, po czym rozważamy drogę Jego męki.

Jak wiele w człowieku skrajności i sprzeczności. Najpierw wita Chrystusa wołając Hosanna, a niedługo potem krzyczy ukrzyżuj Go. Zatrzymajmy się dziś nad naszymi postawami. Zatrzymanie to może okazać się bardzo trudne i bolesne. Z natury człowiek pragnie być dobrym, nieskazitelnym i z tego często czerpie siłę i inspirację do działania. Człowiek nierzadko ucieka przed prawdą o samym sobie. Nie chce przejrzeć się w zwierciadle, w którym mógłby ujrzeć siebie w prawdzie, która często pokazuje jak bardzo jest poraniony i jak wiele w nim jeszcze do naprawy. To ciągłe uciekanie kosztuje nas bardzo wiele energii. Dążymy do doskonałości, ale niekoniecznie wybierając drogę ewangelicznej doskonałości. Chcemy być piękni, inteligentni, poważani i dostrzegani. Często poświęcamy się dla innych, ofiarujemy nasz czas, nasze marzenia, nasze zdolności a tu nagle spotyka nas zawód. Ktoś nas nie docenił, a może skrytykował, może nie zauważył, zlekceważył nasz wysiłek i nasze starania. Warto wtedy zastanowić się nad swoją postawą, nad tym co w tej chwili dzieje się w moim sercu. Mam prawo czuć ból i cierpienie. Chrystus witany słowami „Hosanna Synowi Dawidowemu” został za niedługo na śmierć skazany. Chrystus również cierpiał i tym cierpieniem zbawił nas. Ważne jest to, co zrobię z moim bólem i poczuciem niesprawiedliwości. A może Pan Bóg daje mi doświadczenie odrzucenia, abym stanął w prawdzie. Może pragnie oczyścić moje intencje. Może zabrnąłem za daleko w swoim pragnieniu bycia dostrzeżonym i uczyniłem sobie bożka z moich pięknych i szlachetnych czynów. „Miłujemy nie słowem ani językiem, lecz czynem i prawdą” – niech te słowa św. Jana pomogą nam stanąć w prawdzie. Czy moje życie i poświęcenie dla innych  nie opierają się w większej mierze na pragnieniu, aby o mnie mówiono, aby mnie chwalono, aby dostrzegano moje talenty, moją inteligencję i tak dalej byśmy mogli wymieniać. Spróbujmy zastanowić się dziś jaka jest moja postawa względem bliźniego, jakimi kieruję się uczuciami i motywacjami? Nie po to jednak, aby się obwiniać i po raz kolejny wpaść w wir aktywności celem ucieczki przed prawdą, która może zaboli. Spróbujmy dziś spojrzeć głęboko w swoje serce po to, aby rozpocząć na nowo. Być może dzięki zweryfikowaniu samego siebie zobaczę drugiego człowieka, którego do tej pory traktowałem jak wroga, bo odebrał mi to co myślałem, że mi się należy. Kiedy odkryję prawdę o sobie, kiedy zobaczę swoje oblicze w Miłosiernych Oczach Boga dostrzegę, że przede mną jest tylko jedna droga, droga ku życiu wiecznemu. Ludzie, którzy podążają tą samą drogą nie są moimi wrogami. Wrogami są moja pycha, chciwość, nieczystość, zazdrość, nieumiarkowanie, gniew, lenistwo. Obym dziś nie był tym, który będzie witał Chrystusa śpiewając Hosanna, rozważając i roniąc łzy nad Jego cierpieniem i męką, aby potem po wyjściu z kościoła patrzeć z wyższością na bliźniego, oceniając, krytykując, traktując swojego brata z zazdrością i zawiścią.

Miłujmy nie słowem ani językiem, lecz czynem i prawdą” /1 J 3,18/. Słowa św. Jana bardzo mocno wpisują się w życie naszej Służebnicy Bożej siostry M. Iwony Król nazywanej cichą bohaterką Wschowy. O postawie jej ewangelicznej miłości nie świadczą tylko jej słowa, ale przede wszystkim jej czyny. Siostra M. Iwona niewiele pozostawiła po sobie. Nie mamy żadnych zapisków, pamiętników, mądrych rad i sentencji. Pozostawiła natomiast świadectwo wiary wyrażonej w czynach których heroizmu miłości i bohaterstwa chyba nikt nie zaprzeczy. Swoją miłość względem Boga i człowieka pokazała w bezgranicznym ofiarowaniu samej siebie w codziennej i niestrudzonej służbie. Wciąż w biegu, wciąż w drodze z różańcem w ręku, czuwając przy chorych i dbając o piękno świątyni. Zmęczona, wielokrotnie narażając swoje życie służyła Miłości. Pokazała nam prosty i piękny sposób kroczenia drogą, jaką Chrystus ukazał w Ewangelii.