BIOGRAFIA

Siostra M.  Iwona Król urodziła się dnia 12 maja 1908 roku w Mrozach, koło Kartuz, jako pierwsze z dwanaściorga dzieci Michała Król i Anastazji z domu Wejer. Na chrzcie świętym nadano jej imię Anna. Jako najstarsza córka chętnie pomagała w opiece nad młodszym rodzeństwem oraz przy pracach domowych i w gospodarstwie.

Już jako nastolatka wykazywała się niezwykłą pobożnością i szczególnym umiłowaniem Eucharystii. Wstawała wcześnie rano, wykonując swoje obowiązki, aby przed rozpoczęciem nauki w szkole uczestniczyć we Mszy św. W sercu młodziutkiej Anny Bóg zasiał ziarenko powołania, które kiełkowało. Zapragnęła poświęcić swoje życie służbie Temu, który ją bardzo umiłował. Spotkała się jednak z oporem ze strony ojca. Swoją ufność złożyła w Bogu, który poprowadził ją drogą ku pełni szczęścia. Pewnej nocy, podczas snu, ojciec Anny otrzymał ostrą reprymendę od swojego zmarłego ojca dotyczącą stawianego oporu, w związku z powołaniem córki. Po tym wydarzeniu ojciec już więcej nie zakazywał Annie pójścia drogą swojego powołania.

W wieku 22 lat, dnia 6 sierpnia 1930 roku Anna wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety w Poznaniu. Dnia 10 sierpnia 1931 roku otrzymała habit zakonny i imię siostra Maria Iwona, rozpoczynając tym samym czas nowicjatu. Pierwsze śluby złożyła 20 sierpnia 1932 roku. Podczas formacji początkowej przygotowywała się do zawodu pielęgniarki uzyskując dyplom i uprawnienia państwowe. Krótko po złożeniu pierwszej profesji zakonnej, dnia 7 września 1932 roku  została posłana na placówkę do Wyrzyska, gdzie podjęła pracę pielęgniarską w szpitalu. Posługiwała również w Kruszwicy, a od 9 marca 1936 roku pracowała jako pielęgniarka w Domu Starców w Pucku. Dnia 21 sierpnia 1937 roku złożyła śluby wieczyste i na zawsze i nierozerwalnie złączyła się z Umiłowanym Mistrzem.

Dalsza historia życia i posługiwania siostry M. Iwony Król naznaczona była ogromnym bólem i cierpieniem jakie wywołała II wojna światowa. W roku 1939 siostry zostały wywiezione z Pucka przez niemieckich żołnierzy i pozostawione przez całą noc na pustym polu. Siostry z modlitwą w sercu i na ustach przeczekały do rana, po czym wyruszyły w kierunku Gdańska. Następnie zostały odesłane do Domu Generalnego we Wrocławiu, skąd siostrę M. Iwonę skierowano do pracy na placówce we Wschowie, gdzie posługiwała już do końca swojego ziemskiego życia.

 Siostry we Wschowie prowadziły sierociniec i przedszkole. Siostra M. Iwona miała pełnić tam obowiązki pomocy domowej. Pierwsze tygodnie były dla niej bardzo trudne, znalazła się bowiem w środowisku przesiąkniętym niemiecką kulturą i językiem. W tym czasie we Wschowie był tylko jeden lekarz i ludzie często zwracali się o pomoc do sióstr. Ogromnym wsparciem dla wspólnoty było przybycie siostry
z wykształceniem pielęgniarskim. Siostra M. Iwona została skierowana do opieki nad chorymi, którym całkowicie się poświęciła, czuwając przy nich zarówno w ciągu dnia jak i w nocy. Nie tylko leczyła chorych, ale przede wszystkim otaczała ich modlitwą i często nie odchodziła od łóżka, aż chory powierzony jej opiece nie wyzdrowiał. Wielu ludzi daje dziś świadectwo, że przeżyli dzięki umiejętnościom, wiedzy oraz ufności jaką siostra M. Iwona pokładała w Bogu.

Siostrę M. Iwonę cechowała – poza pobożnością, samarytańską miłością względem bliźnich – heroiczna odwaga i patriotyzm. Kiedy stanęła przed nakazem podpisania Volkslisty, mając pełną świadomość jakie mogą spotkać ją konsekwencje, odmówiła złożenia podpisu. Mimo nagany ze strony władz a także przełożonych  siostra M. Iwona z pokorą i bólem serca wyraziła, że w posłuszeństwie jest gotowa wypełnić wszystko, co jej zostanie zlecone, ale pozostając Polką.

W roku 1944 ówczesny ksiądz proboszcz przekazał siostrze M. Iwonie klucze do kościoła z prośbą, aby się nim opiekowała. Wkrótce po tym kapłan trafił do szpitala, skąd został ewakuowany. Siostra M. Iwona wzięła sobie głęboko do serca usłyszane słowa i strzegła kościoła z narażeniem swojego życia. We własnych dłoniach wyniosła z kościoła bombę zegarową, która za kilkanaście godzin wybuchła. W ten sposób uchroniła Kościół od zniszczenia.

Jeździła również po okolicznych wioskach, gdzie zbierała sprofanowane przez radzieckich żołnierzy konsekrowane hostie i sprzęty liturgiczne. Ileż odwagi było w tej młodziutkiej, bo zaledwie trzydziesto-kilkuletniej siostrze zakonnej. Wiedziała jak wiele ryzykuje, była świadoma jak okrutni i bestialscy potrafili być żołnierze. Mimo tego, miłość do Eucharystii, która towarzyszyła jej od młodzieńczych lat, była silniejsza niż strach. Nie była w stanie pozostawić Najświętszego Sakramentu zdeptanego i sponiewieranego, nawet kosztem cierpienia i utraty życia, jakie mogło być z tym związane. Siostra M. Iwona narażała się na niebezpieczeństwo każdego dnia, mimo to składała całą ufność w ręce Boga, któremu oddała całkowicie swoje życie, a On nieustannie nad nią czuwał i chronił.

Siostra M. Iwona poświęciła się bez reszty służbie chorym i kościołowi. Śp. Ksiądz proboszcz Andrzej Kostka, w kronice parafialnej w roku 1959 tak napisał: „na podkreślenie zasługuje dbałość niezmordowana w pracy dla kościoła naszej zakrystianki, s. Iwony Król, ze Zgromadzenia S.S. Elżbietanek, która w prawdziwie artystyczny pełen gustu sposób ubiera kościół, tak, że nasza świątynia tonie w kwiatach przez cały rok. Bielizna kościelna też dzięki niej jest bielsza od śniegu, a wszystko to czyni przez wzgląd na większą chwałę bożą”.

Została zapamiętana jako osoba rozmodlona, pełna życzliwości i miłości, o nikim nigdy źle nie mówiąca. Siostra M. Iwona często widywana była w kaplicy, modliła się codziennie drogę krzyżową – jak zaświadczyła jedna z osób ją znająca. Do końca swojego życia służyła chorym i cierpiącym oraz dbała o kościół parafialny.

Siostra M. Iwona spotkała się ze swoim Oblubieńcem dnia 8 sierpnia 1990 roku. Wyjeżdżając na wakacje do rodziny wiedziała, że już nie wróci, że to już ostatnie dni jej ziemskiego pielgrzymowania. Społeczność wschowska bardzo ubolewała nad stratą swojej drogiej siostry.

Życie siostry M. Iwony było proste i pokorne. Nie wyróżniała się spośród innych, nie szukała poklasku, była wierna swojemu powołaniu, rozmodlona, zawsze chętna do pomocy. Jak mówią ludzie, którzy ją kiedykolwiek spotkali „wzór siostry zakonnej”. Godne zauważenia jest to, że siostra M. Iwona nigdy nie szczyciła się swoimi bohaterskimi czynami, nie szukała ludzkiego uznania, wypełniała odczytaną wolę Boga względem siebie, a to uzdolniło ją do heroicznej odwagi i ewangelicznej miłości; miłości po sam krzyż; miłości, która gotowa była oddać własne życie dla Chrystusa, Kościoła i bliźniego.