V ROZWAŻANIE WIELKOPOSTNE

„Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią”

„Pan ukazał się Abrahamowi pod dębami Mamre, gdy ten siedział u wejścia do namiotu w najgorętszej porze dnia. Abraham spojrzawszy dostrzegł trzech ludzi naprzeciw siebie. Ujrzawszy ich podążył od wejścia do namiotu na ich spotkanie. A oddawszy im pokłon do ziemi, rzekł: «O Panie, jeśli darzysz mnie życzliwością, racz nie omijać Twego sługi!  Przyniosę trochę wody, wy zaś raczcie obmyć sobie nogi, a potem odpocznijcie pod drzewami.  Ja zaś pójdę wziąć nieco chleba, abyście się pokrzepili, zanim pójdziecie dalej, skoro przechodzicie koło sługi waszego». A oni mu rzekli: «Uczyń tak, jak powiedziałeś». Abraham poszedł więc spiesznie do namiotu Sary i rzekł: «Prędko zaczyń ciasto z trzech miar najczystszej mąki i zrób podpłomyki».  Potem Abraham podążył do trzody i wybrawszy tłuste i piękne cielę, dał je słudze, aby ten szybko je przyrządził.  Po czym, wziąwszy twaróg, mleko i przyrządzone cielę, postawił przed nimi, a gdy oni jedli, stał przed nimi pod drzewem. Zapytali go: «Gdzie jest twoja żona, Sara?» – Odpowiedział im: «W tym oto namiocie».  Rzekł mu [jeden z nich]: «O tej porze za rok znów wrócę do ciebie, twoja zaś żona Sara będzie miała wtedy syna». (…) Czy jest coś, co byłoby niemożliwe dla Pana? Za rok o tej porze wrócę do ciebie i Sara będzie miała syna”
/por Rdz 18/

Pan Bóg obiecał Abrahamowi potomstwo tak liczne jak piasek na morskim brzegu. Abraham ufał swojemu Bogu i czekał. Żył w oczekiwaniu na spełnienie Bożej obietnicy i nie przegapił przychodzącego Boga. On bowiem zawsze przychodzi niepostrzeżenie i niespodziewanie. Tym razem przyszedł w gościnę i doświadczył wielkości miłosierdzia Abrahama, który z całą wrażliwością serca ugościł przybyszów, goszcząc samego Boga, który dał mu obietnicę, że za rok będzie miał swojego upragnionego potomka. Błogosławieni miłosierni, albowiem miłosierdzia dostąpią. Zarówno Stary Testament jak i Nowy nawołują do bycia miłosiernymi. Ewangelia jest Ewangelią Miłości. Życie Chrystusa było uwieńczone doskonałą miłością względem człowieka „bo nie ma większej miłości, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” /J 15,13/. On nie tylko oddał za nas swoje życie, On wziął na swoje barki krzyż naszego grzechu. My jednak często o tym zapominamy. Jak łatwo nam polemizować i targować się w obliczu pokusy i grzechu. Jak łatwo nam usprawiedliwiać zło i dwulicowość. Chrystus milcząc wziął krzyż i ruszył w drogę, aby mnie zbawić pomimo mojej letniości, pomimo mojej grzeszności i mojej obojętności. „Bądźcie miłosierni jak ojciec wasz jest miłosierny” /Łk 6,36/. Bóg stworzył świat z miłości i pragnął, aby był wypełniony Jego miłością. Niestety człowiek uległ podszeptowi złego i ulega po dziś dzień. Nieustannie toczymy walkę wewnętrzną między miłością a nienawiścią, między przebaczeniem a osądem, między miłosierdziem a próżnością. Szczęśliwi miłosierni, albowiem miłosierdzia dostąpią. Niech ta obietnica będzie zachętą do czynienia dzieł miłości nawet wtedy, kiedy świat mówi, że to nie ma sensu, że nie warto pomagać, że nie warto się spalać dla bliźniego. Nawet wtedy, kiedy świat zmusza nas do wybierania między bogactwem próżności a ubóstwem miłosierdzia; między prawdą a kłamstwem; między posiadaniem a dawaniem – wybierajmy zawsze miłosierdzie. Bądźmy miłosierni jak Abraham względem swoich gości, a Bóg spełni względem nas swoją obietnicę. A jaka to obietnica, to już każdy z nas dowie się słysząc głos Boga we wnętrzu swojego serca.

Całe życie siostry M. Iwony było usłane uczynkami miłosierdzia względem Boga i bliźniego. W każdym człowieku starała się dostrzegać cierpiącego Chrystusa. Miłość cierpliwa jest, łaskawa, nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą, nie dopuszcza się bezwstydu i swego nie szuka, nie unosi się gniewem i nie pamięta złego, nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz wpółweseli się z prawdą, wszystko znosi, wszystkiemu wierzy i we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma – tak o miłości pisze św. Paweł w 2 liście do Koryntian. Wszyscy, którzy znali siostrę M. Iwonę tak właśnie o niej mówią. Jej czyny przepełnione były miłością, która emanowała z jej spojrzenia, słów, sposobu poruszania się. Pomimo jej zdecydowanego kaszubskiego charakteru, nie sposób było nie doświadczyć miłości i wrażliwości w spotkaniu z nią. Prawie zawsze zmęczona a może nawet wyczerpana. Pokonywała wiele kilometrów, aby dotrzeć do chorych. Szła bez narzekania, kiedy na zewnątrz panował siarczysty mróz i kiedy lał się żar z nieba. Szła z uśmiechem i w pośpiechu wiedząc, że w chorym człowieku czeka na nią Bóg. Świat dziś wiele nam oferuje, ale i w czasach posługi siostry M. Iwony również było podobnie. Ona jednak wierna ślubom zakonnym, pamiętając o swoim oddaniu Bogu, służyła Mu w każdym człowieku potrzebującym. Nie robiła różnicy między biednymi a bogatymi, pomiędzy wierzącymi a niewierzącymi. Ponadto, mimo lęku przed okrucieństwem żołnierzy, szła i służyła zarówno żołnierzom niemieckim jak i radzieckim. Za wzorem Matek Założycielek Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety opatrywała chore członki Chrystusa, niezależnie jak bardzo były poranione nie tylko fizycznie, ale i moralnie.